Asset Publisher Asset Publisher

Back

NADLEŚNICTWO LESKO - Lesko-Postołów 1915 r.


Bieszczady to urokliwa kraina rokrocznie odwiedzana przez tysiące turystów, doceniających ich urok i piękno. Jednak w latach 1914-1915, w okresie Wielkiej Wojny (I wojna światowa 1914-1918) były one terenem krwawych walk pomiędzy carską, armią rosyjską i cesarsko-królewską (c.k.), armią austro-węgierską. Prowadził tędy na południe „wojenny szlak” w stronę głównego pasma Karpat jak i do przełęczy, przez które prowadziła droga na północne terytorium Królestwa Węgier (obecnie Republika Słowacji). Jesienią 1914 r. wraz z odwrotem pobitych w Galicji oddziałów polowych 2. i 3. Armii austro-węgierskich, spychanych w kierunku zachodnim i południowym przez przeważające siły rosyjskiej polowych 3. i 8. Armii Frontu Południowo Zachodniego, działania wojenne wkroczyły do tej części regionu. Oddziały armii carskiej przebijając się w stronę granicy pomiędzy Galicją, a terenami węgierskimi przez urokliwy rejon położonego nad Sanem Leska (do 1931 r. Lisko) - „bramy Bieszczad”, zaatakowały w głąb Bieszczadów. Wiosną 1915 r. okolice Leska ponownie stały się areną zaciętych starć obu walczących armii. Tysiące turystów, którzy obecnie odwiedzają Bieszczady, podróżując po regionie, nie zawsze wiedzą o krwawych walkach w rejonie Leska toczonych podczas Wielkiej Wojny.
[W końcu kwietnia 1915 r.] Zaczęły latać nad nami często „ptaszki” [wrogie samoloty], ale nie zrzucały żadnych „confetti” [ulotek], obserwowały tylko. Wypadło zaimprowizować artylerję [pisownia zgodna z oryginałem] przeciwlotniczą z  dział polowych, ustawionych na spreparowanych z bali podstawach; rezultatów namacalnych nie mógł naturalnie dać taki prymityw, ale zmuszał aeroplany [samoloty] do wysokiego lotu. Tak wiosnę 1915 r. w bieszczadzkim rejonie Cisnej oraz „lotniczy zwiastun” austro-węgiersko-niemieckiej ofensywy opisał dowódca rosyjskiej 13. Dywizji Piechoty, Polak w rosyjskiej służbie, gen. Eugeniusz de Henning Michaelis. W dniach 2-6 V 1915 r. doszło do Przełamania Gorlickiego i przerwania linii obrony rosyjskiego Frontu Południowo Zachodniego, na skutek czego rozpoczął się odwrót carskiej armii z pogranicza Beskidu Niskiego i Bieszczadów na wschód. Drogi tegoż wiodły głównie przez ważny węzeł drogowy jakim było Lesko, w kierunku którego z głębi Bieszczadów uderzały oddziały polowej c.k. 3. i 2. Armii oraz niemieckiego Beskidenkorps.
Moskale mieli oczywiście nakaz palić składy, mosty podobno i miasta. Liska [Lesko] nie spalili bo ich szpital z ciężko rannymi i doktorami został. Ustrzyki [Dolne] spalone. Mostów  nie zniszczyli tak jak dawniej oni i Austriacy przy cofaniu się, jedno przęsło zwalili… Zamek spalili „przypadkiem”… We wtorek 12 maja [1915 r.] zobaczyliśmy na Magórze madziarów [Węgrów - pisownia zgodna z oryginałem], szli szeregami, jeden za drugim, na Gruszkę… Tuż po południu zjawiła się pierwsza patrol niemiecka, artylerzyści… W ten sam dzień wieczór o 11-tej już były madziarskie patrole w Lisku, niespodziewanie dla Moskali. Wszystkie żydki wyszły ze swoich ukryć i wołały „Hurra”. Tak Helena Schramówna w swym pamiętniku pisanym podczas rosyjskiej okupacji Olchowej opisała maj 1915 r. gdy oddziały austro-węgierskie oraz niemieckiego Beskidenkorps wkroczyły do Leska. Przez Lesko wiodła droga odwrotu wycofującej się w ariegardzie polowej rosyjskiej 8. Armii, maszerującej spod Cisnej 13. Dywizji Piechoty co tak opisał jej dowódca: Kazano mi cofać się w ariergardzie korpusów 8-go i 9-go [VIII i IX]; był to prawie wyrok zagłady. Musiałem przepuścić przed sobą po bardzo złych drogach parę tysięcy wozów i pięćdziesiąt tysięcy ludzi; drugi raz już wypadło na mnie w tej wojnie  tak przykre zadanie. Początkowo inne dywizje pchały przed sobą swe tabory, ale stopniowo dawały za wygraną, przyśpieszały odwrót, wyprzedzając własne treny [tabory];liczyły widocznie na to, że obroni je ten, kto idzie ostatni… W Lisku [Lesko] nastała dla  [13.] dywizji chwila krytyczna: na Sanie mieliśmy do dyspozycji tylko dwa mosty, jeden pod miastem [Huzele], drugi o 12   km poniżej [w Postołowie], stłoczyły się więc ku nim oddziały dwóch korpusów [VIII i IX], a ja musiałem zająć stanowisko obronne przed rzeką i trwać tu aż do rozkazu. Dla wyjaśnienia sytuacji pojechałem do sztabu [VII] korpusu; zastałem go na wsiadanem. [Gen. N. A.] Bałaszow [Bataszew] ucieszył się bardzo, gdym mu zameldował o stanie liczebnym moich bagnetów, gdyż inne dywizje miały znacznie  mniej; gdym jednak spytał, kiedy będę zluzowany, odpowiedział sentencją z Ewangelji:„Komu dużo jest dane,  od tego dużo się  wymaga”. Już to moja władza  objawiała stale usposobienie religijne…
Dowódca polowej rosyjskiej 8. Armii chciał szybkim odwrotem uniknąć klęski podległych mu oddziałów, którym groziło odcięcie w Bieszczadach. Rejon Leska był dla oddziałów rosyjskich bramą, którą można było się wydostać z „bieszczadzkiego kotła”. Zgodnie z rozkazem austro-węgierskiego Naczelnego Dowództwa, polowa c.k. 2. Armia uderzeniem z południa w rejon Lesko-Chyrów zmierzała do osaczenia w Bieszczadach rosyjskiego VIII Korpusu. C.k. 34. oraz 29. Dywizje Piechoty pod Hoczwią natrafiły jednak na zacięty opór oddziałów rosyjskich zaś c.k. IV Korpus uderzając z zamiarem opanowania drogi Uherce-Ustrzyki Dolne, sforsował w nocy 11/12 V 1915 r. San, następnego ranka, odpierając silne wrogie kontruderzenia i kontynuując natarcie na północny-wschód od Leska. Gen. Eugeniusz de Henning Michaelis tak opisał zacięte walki rosyjskiej 13. Dywizji Piechoty pod Leskiem 12 V 1915 r.: O zachodzie słońca zauważono za  rzeką ruch nieprzyjacielskich wywiadowców, badających bród [na Sanie], a po  chwili ukazały się dążące z lasu ku rzece gęste tyraliery niemieckie i austriackie [pisownia zgodna z oryginałem]. Na razie z naszej strony   nie padł ani jeden strzał, i czołowym kompanjom pozwolono przeprawić się głębokim brodem na prawy brzeg  rzeki; gdy jednak główna masa znalazła się w wodzie, zagrały kulomioty [broń maszynowa], zionęły ogniem karabinowym kompanje, prysnęły kartaczami działa. Wrażenie było piorunujące. Pierwsze szeregi rzuciły się do ataku, ale były po paru minutach wybite do nogi, dalsze próbowały ratować się ucieczką przez rzekę, skłębiły się w wodzie z napierającemi jeszcze z tyłu oddziałami, i tu rozstrzeliwano miotającą się panicznie masę jak stado gęsi; niewielu uciekło do lasu. Z uczuciem mściwej radości patrzyłem na dziesiątki ciał, płynących z prądem [Sanu]; jeńców nie brano. Ku nocy przeciwnik zbliżył się  na całym froncie, ale miałem już pozwolenie na dalszy odmarsz; nakazałem więc odwrót za San, poczem wysadzono most [w Lesku] w powietrze. Zapadł już wieczór, byłem bardzo wyczerpany, pojechałem więc autem, wyprzedzając awangardę; zaraz za miastem ostrzeliwano mnie [w drodze na Sanok] ogniem karabinowym z drugiego brzegu Sanu [Huzele], jechaliśmy więc  jakiś czas ze zgaszonem światłem.
Tak zakończyła się 185 dniowa okupacja rosyjska Leska. Wraz z odwrotem z Leska oddziałów rosyjskich, linia frontu przesunęła się nieodwracalnie w kierunku Sanoka, Przemyśla i Lwowa. Tym samym Lesko znalazło się na głębokim zapleczu Frontu Wschodniego. W maju 1915 r. ponownie na terenie Posady Leskiej uruchomiono lotnisko polowe austro-węgierskiego lotnictwa. Stacjonowała na nim Fliegerkompanie 3., której załogi wykonywały loty rozpoznawcze w rejonie Przemyśl-Lwów-Drohobycz.
Z okresu zimowych walk 1915 r. w rejonie Leska, pozostało sporo mogił żołnierzy walczących w Bieszczadach armii, którzy nie tylko zginęli w górach ale także zmarli z ran w leskich lazaretach jak i na skutek epidemii cholery i tyfusu. Cmentarz żołnierski w Lesku, poświęcony 30 IV 1916 r. przez księży rzymskokatolickich Teofila Dzierżyńskiego i Karola Perenac oraz greckokatolickich Włodzimierza Gmytrasiewicza i Jana Bireckiego, kryje doczesne szczątki ponad 600 poległych, zmarłych z ran jak i na skutek epidemii żołnierzy obu walczących tu armii wielu narodowości. W świetle badań Romana Frodymy, z powiatu leskiego w okresie Wielkiej Wojny zaginęło bez wieści 399, do szpitali jako ranni i chorzy trafiło 169, zmarło 1100, trafiło do niewoli w carskiej Rosji, Włoszech i Serbii - 1288 żołnierzy austro-węgierskiej armii. O wojenne pobojowisko nad Sanem dbają leśnicy, przewodnicy karpaccy, członkowie Stowarzyszenia Eksploracyjno-Historycznego „Galicja” jak i turyści natrafiający w tym rejonie na wojenne ślady, w ciągu ostatnich lat stawiając na nich symboliczne krzyże. Warto zajechawszy nad San beskidzkim szlakiem Wielkiej Wojny do Leska, jak i wędrując turystycznymi szlakami przez jego okolice, zatrzymać się przy symbolicznych  mogiłach z 1914 r. i na leskim cmentarzu żołnierskim zapalić znicz, bądź leśnym zwyczajem złożyć tam gałązkę jedliny, za dusze zmarłych tu i poległych żołnierzy Wielkiej Wojny.